sobota, 12 października 2013

Rajd Tuczno 2013 r.



        Mam smutną wiadomość... Do prawa RR musimy dopisać jeszcze jeden punkt: Ranger jest... zawsze na chodzie. Udowodniliśmy prawdziwość tego stwierdzenia 12 października na rajdzie do Tuczna. Spotkaliśmy się na PKP: Sokoły, Orły, Kruki, Wilki i Lupusy. Tam, pokonaliśmy problemy techniczne niedziałającej tablicy odjazdów, zatem wsłuchując się w komunikaty megafonu, który ma fatalną dykcję, pobiegliśmy na pociąg. Kiedy udało nam się wysiąść w Owińskach, postanowiliśmy obudzić Dh Konrada i we wszystkich językach jakie znamy wysłaliśmy mu sms'owe „dzień dobry”, następnie dh Bosman rozdał „trasy” zastępom i ruuuszyyyyyliśmy. Tu zakręcik, tam przejście, po lewej malowniczy widoczek, a po prawej już jakaś ścieżynka, zaraz jeziorko i tak przedreptaliśmy 26 km! Co w tym dziwnego? To, że mieliśmy przejść jedynie 13, ale kto by tam liczył... W każdym razie doszliśmy, rozgrzaliśmy się ciepłym posiłkiem z kubków oraz dowiedzieliśmy się co tak Lupusy ciągnie do ich bazy... Pewnie ta koza, która stoi w kącie i zamienia chatkę w saunę. Kiedy w końcu się rozgrzaliśmy do końca, poszliśmy nad jezioro. Tam standardowo rozpaliliśmy ognisko, a co odważniejsi popływali kajakami po jeziorze. „Co odważniejsi”, ponieważ fale były duże, tak samo jak ryzyko przewrócenia kajaka. Na szczęście wszyscy wrócili susi, zjedli kiełbaski i razem ze wszystkimi po ciemku poszli na autobus, który zawiózł nas z powrotem do Poznania. Wszystkim rajd się bardzo podobał (jedynie nogi trochę lamentowały, ale jaki skaut ich słucha), więc dziękujemy organizatorom i czekamy na kolejną wędrówkę, a może tym razem biwak...?