Mam
smutną wiadomość... Do prawa RR musimy dopisać jeszcze jeden
punkt: Ranger jest... zawsze na chodzie. Udowodniliśmy prawdziwość
tego stwierdzenia 12 października na rajdzie do Tuczna. Spotkaliśmy
się na PKP: Sokoły, Orły, Kruki, Wilki i Lupusy. Tam, pokonaliśmy
problemy techniczne niedziałającej tablicy odjazdów, zatem
wsłuchując się w komunikaty megafonu, który ma fatalną dykcję,
pobiegliśmy na pociąg. Kiedy udało nam się wysiąść w
Owińskach, postanowiliśmy obudzić Dh Konrada i we wszystkich
językach jakie znamy wysłaliśmy mu sms'owe „dzień dobry”,
następnie dh Bosman rozdał „trasy” zastępom i
ruuuszyyyyyliśmy. Tu zakręcik, tam przejście, po lewej malowniczy
widoczek, a po prawej już jakaś ścieżynka, zaraz jeziorko i tak
przedreptaliśmy 26 km! Co w tym dziwnego? To, że mieliśmy przejść
jedynie 13, ale kto by tam liczył... W każdym razie doszliśmy,
rozgrzaliśmy się ciepłym posiłkiem z kubków oraz dowiedzieliśmy
się co tak Lupusy ciągnie do ich bazy... Pewnie ta koza, która
stoi w kącie i zamienia chatkę w saunę. Kiedy w końcu się
rozgrzaliśmy do końca, poszliśmy nad jezioro. Tam standardowo
rozpaliliśmy ognisko, a co odważniejsi popływali kajakami po
jeziorze. „Co odważniejsi”, ponieważ fale były duże, tak samo
jak ryzyko przewrócenia kajaka. Na szczęście wszyscy wrócili
susi, zjedli kiełbaski i razem ze wszystkimi po ciemku poszli na
autobus, który zawiózł nas z powrotem do Poznania. Wszystkim rajd
się bardzo podobał (jedynie nogi trochę lamentowały, ale jaki
skaut ich słucha), więc dziękujemy organizatorom i czekamy na
kolejną wędrówkę, a może tym razem biwak...?