sobota, 30 listopada 2013

Sprawozdanie z 5-lecia szczepu



Dnia 30 listopada obchodziliśmy 5-lecie naszego szczepu. To był miły czas wspominania i testowania naszych skautowych umiejętności. Przez tych parę lat kadra się nieźle wyrobiła. Ich zadania jak zawsze nas zaskoczyły, ale od początku.
Spotkaliśmy się pewnego pochmurnego dnia, na tyłach Cytadeli. Było nas trochę, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel – ukończyć bieg terenowy z jak najlepszym wynikiem. Podzielono nas na trzy grupy: zieloną, czerwoną i niebieską. Zielona składała się z zastępów: , czerwony z:, a niebieski z:. Wszystkie grupy dostały mapki z innymi zaznaczonymi punktami. Zadania były różne... Jedno testowało naszą celność. Mianowicie strzelaliśmy z procy do baloników, by zdobyć klucz, który wskazywał nam do którego punktu mamy się udać. W innym miejscu musieliśmy wykazać się umiejętnością oceniania, która strona jest prawa, która lewa, a następnie rozwiązać zadanie z szyfrem. W trzecim punkcie zajęliśmy się ćwiczeniem pamięci oraz mięśni. Na samym końcu czekało nas zadanie bardzo trudne. Musieliśmy przedostać się niezauważeni na różne punkty obserwacyjne, z których odczytywaliśmy sygnały nadane alfabetem Morse'a, przez kadrę. To chyba było najcięższe zadanie. Nie wszystkim grupom udało się je ukończyć. Grę zakończyliśmy na wracając do początku już wszyscy razem, gdzie wszyscy po raz drugi złożyliśmy przysięgę. Było to bardzo uroczyste i wzruszające. Po zakończeniu tego etapu świętowania niektórzy wyruszyli w stronę Szkoły Króla Dawida, by w niej zanocować. Na miejscu obejrzeliśmy zdjęcia z ostatnich pięciu lat. Pośmialiśmy się dużo, zagraliśmy w parę gier i poszliśmy spać.
Tak miło nam się obchodziło 5-lecie naszego szczepu. Miejmy nadzieję, że obejdziemy jeszcze wieeeeeeeele rocznic i niech Bóg dalej tak błogosławi naszemu szczepowi. Rzecz jasna, wielkie dzięki należą kadrze, która znowu nas zadziwiła pomysłowością.

Dh Bazyl vel Irmina

środa, 20 listopada 2013

Druhny i Druhowie,
W najbliższych dniach będziemy obchodzić piątą rocznicę powstania RR 16 Poznań.
Z tej okazji zapraszamy wszystkich skautów i instruktorów na niecodzienną zbiórkę Szczepu.
Spotykamy się w sobotę 30 listopada 2013 r. o godz. 14.00 na Cytadeli (a konkretnie: skrzyżowanie ulic Brandstettera i Za Cytadelą, parking w pobliżu szkoły i teatru „Łejery”)
W programie części oficjalnej:
14.00: prosimy o punktualne przybycie; ROZPOCZYNAMY GRĘ (kto się spóźni może stracić możliwość wzięcia udziału w grze)
14.00-16.30: gra terenowa „Klucze i miecz”
16.30: gorąca herbatka, podsumowanie gry.
17.00: uroczysty, rocznicowy apel
17.30: zakończenie części oficjalnej
Część nieoficjalną planujemy na terenie Szkoły Króla Dawida. Impreza potrwa do późnych godzin wieczornych, nocujemy w szkole (z Cytadeli do SKD idziemy pieszo).
W programie części nieoficjalnej:
  • kuchnia polowa,
  • wspomnienia, filmy, zdjęcia itp.,
  • wesołe świecznisko
  • społeczność: modlitwa dziękczynna za 5 lat RR 16 Poznań, modlitwa o RRP i RR 16 Poznań, o Ojczyznę.
  • niespodzianki.
Rano wstajemy i opuszczamy szkołę przed 9.00, żeby wszyscy zdążyli na nabożeństwa.
Proszę zabrać: kubki, menażki, niezbędniki, karimaty, śpiwory i wszystko, co potrzebne do spędzenia nocy w szkole.
Czuwaj!
W imieniu Kadry RR 16 Poznań,
phm. Andrzej Polaszek
Komendant Szczepu

sobota, 12 października 2013

Rajd Tuczno 2013 r.



        Mam smutną wiadomość... Do prawa RR musimy dopisać jeszcze jeden punkt: Ranger jest... zawsze na chodzie. Udowodniliśmy prawdziwość tego stwierdzenia 12 października na rajdzie do Tuczna. Spotkaliśmy się na PKP: Sokoły, Orły, Kruki, Wilki i Lupusy. Tam, pokonaliśmy problemy techniczne niedziałającej tablicy odjazdów, zatem wsłuchując się w komunikaty megafonu, który ma fatalną dykcję, pobiegliśmy na pociąg. Kiedy udało nam się wysiąść w Owińskach, postanowiliśmy obudzić Dh Konrada i we wszystkich językach jakie znamy wysłaliśmy mu sms'owe „dzień dobry”, następnie dh Bosman rozdał „trasy” zastępom i ruuuszyyyyyliśmy. Tu zakręcik, tam przejście, po lewej malowniczy widoczek, a po prawej już jakaś ścieżynka, zaraz jeziorko i tak przedreptaliśmy 26 km! Co w tym dziwnego? To, że mieliśmy przejść jedynie 13, ale kto by tam liczył... W każdym razie doszliśmy, rozgrzaliśmy się ciepłym posiłkiem z kubków oraz dowiedzieliśmy się co tak Lupusy ciągnie do ich bazy... Pewnie ta koza, która stoi w kącie i zamienia chatkę w saunę. Kiedy w końcu się rozgrzaliśmy do końca, poszliśmy nad jezioro. Tam standardowo rozpaliliśmy ognisko, a co odważniejsi popływali kajakami po jeziorze. „Co odważniejsi”, ponieważ fale były duże, tak samo jak ryzyko przewrócenia kajaka. Na szczęście wszyscy wrócili susi, zjedli kiełbaski i razem ze wszystkimi po ciemku poszli na autobus, który zawiózł nas z powrotem do Poznania. Wszystkim rajd się bardzo podobał (jedynie nogi trochę lamentowały, ale jaki skaut ich słucha), więc dziękujemy organizatorom i czekamy na kolejną wędrówkę, a może tym razem biwak...?

sobota, 5 października 2013

SKAUTING 2013 r.



           Nie co dzień widzimy skautów w strojach średniowiecznych, dlatego tak ucieszył nas skauting 5 października. Od godziny 9:30 zbieraliśmy się na forcie IVa, który znany jest ze schowanych pod ziemią smoków. Idealne miejsce na średniowieczny turniej zastępów. Dh Komendant Okręgowy przedstawił nam historię ukrytego skarbu Przemysła, nie powiem, wzrósł apetyt na nagrodę. Po podziale na grupy zapuściliśmy się w gęstwinę. Czekało nas 7 zadań:
  • próba celności – gdzie strzelaliśmy z łuku
  • próba wytrzymałości, która polegała na utrzymywaniu coraz cięższego od podków miecza
  • próba odwagi – polegała na zaciśnięciu zębów i wsadzeniu swej pięknej i gładkiej ręki do substancji bliżej nieokreślonej, wypełnionej glistowatymi stworami, po to, by wyłowić klucz
  • próba jedności – tworzenie pracą zespołową warkocza z nitek
  • próba strategii – średniowieczna gra w Kubb
  • próba barda – wymagała od nas wykorzystania talentów muzyczno-wokalno-pisarskich
  • próba mądrości – przeniesienie kamyków przez rzekę nigdy jeszcze nie wymagało od nas użycia tylu szarych komórek. Może dlatego, że nie mieliśmy okazji przekraczać strumyka wypełnionego kwasem i rekinami
W podziemiach czekał na nas skarb, ale co nim było... wiedzą tylko uczestnicy skautingu. Wszystko zakończyło się słodkim targiem, w czasie którego skauci zbierali pieniądze na składki. I cóż się okazało? Wszyscyśmy: wytrzymali, odważni, mądrzy, poza tym mamy „cela”, jesteśmy świetnymi strategami i bardami oraz umiemy pracować zespołowo. Genialna zaprawa przed rokiem „Jedni drugim"!
 

Dziękujemy wszelkim rycerzom i księżniczkom za organizację!

niedziela, 15 września 2013

Nasze Mazurskie wędrowanie 2013

          Wiele przygotowań, objazdy trasy zakończone zakopywaniem się w śniegu a potem w błocie. Plany, jadłospisy, kadra, uczestnicy, wypełnione dokumenty i wreszcie jest – RUSZAMY.

          Najpierw pociągiem Poznań – Giżycko lub Ełk – Giżycko, różnica kilku godzin siedzenia w pociągu ale skauci z Poznania nie narzekają bo wesoła z nich kompanija.

          No i jesteśmy. Jak miło zobaczyć znajome twarze i te mniej znajome. Uściskać tych, których tak dawno się nie widziało. Miły wieczór, pogaduchy, dopinanie planów na ostatni guzik. Nocka w kościele w Giżycku i wyruszamy. 


          Pierwsze baczność, kolejno odlicz, w prawo zwrot i gwizdek, skauci jeszcze nie wiedzą jak bardzo nie przypadnie im do gustu ten dźwięk. Wszyscy spakowani po czubek plecaka, nie ma w nich komórek, komputerów, tabletów itp. Ale za to tyle tam wszelkiego dobra skautowego, że każdy z dumą niesie te kilkanaście kilogramów. Zostawiliśmy tylko to, co niezbędne. Na szczęście nie ma takiego odważnego, który chciałby sprawdzić co druhna Bernarda ma w kosmetyczce ;) 

          Idziemy, mijamy po drodze jeziora małe, większe i te wędrowne, gdzie trzeba się porządnie nachodzić aby popływać. Widoki przepiękne: to co wszędzie czyli konie, krowy i to co tylko tutaj bagna a przy nich żurawie. W dodatku ciągle mamy wrażenie, że idziemy pod górkę choć to Mazury a nie góry. Bocianów tyle, że gdyby przynosiły dzieci to Mazury szybko nadrobiłyby polski niż demograficzny. Pola złocące się zbożem a w środku pola my, idący na szagę w najcieplejszy dzień na tych terenach od wielu wielu lat. Padają rekordowe temperatury a nam jest wesoło, że żaden gospodarz nie zauważył, że mu na chwilę weszliśmy w szkodę. I tak idziemy, słysząc metr mniej metr mniej, tropimy Yeti (wielką stopę), a na piasku wciąż 38. Uczestnicy nie narzekają choć odciski nie jednemu mocno dokuczają. Nie lubimy gwizdka a na każdą komendę oboźnego skauci śpiewają oj dana oj dana... I ruszamy dalej, trzeba uważać za kim się idzie szczególnie gdy pada komenda wietrzymy pachy. Jest gorąco, nasze koszulki na plecach i pod pachami zmieniają kolor, można by było z nich odzyskiwać sól. Noga za nogą, czasem w milczeniu, czasem ze śpiewem na ustach. A nasza pieśń przewodnia to: „Przewróciło się niech leży” Nie zaprzątamy sobie głowy bzdurami. I choć czasem ciężko iść to zawsze na końcu wędrówki czeka na nas jezioro, w którym każdy chętnie moczy stopy i resztę swego człowieka.  Rozbijamy obozowisko, nikt nie sprawdza porządków w namiotach, czasem pada tylko komenda „ogarnij się chłopie” i to wystarcza by skaut wiedział co ma czynić. Potem już tacy wykąpani i rześcy możemy zabrać się za gotowanie w zastępach i choć wszyscy dostają te same produkty i przepis to to co jest w garach sporo się od siebie różni. Spełniamy również swoje zachcianki jak np. frytki smażone późnym wieczorem czy lody i Cola w trakcie wędrówki. A uczestnicy nie wydają ani grosza. Tubylcy chętnie dzielą się chętnie z nami wodą, jak widzą oczy pewnej druhny to nawet chusteczki higieniczne dostajemy. Owoce zrywamy na przydrożnych drzewach, gałęzie trzeszczą a jabłka trochę kwaśne jeszcze. Nie zwiększa to jednak naszego zapału do chodzenia po krzakach ;) Egzotyczne owoce nasz kwatermistrz przywozi od tajemniczej biedronki. Chłopcy chętnie zjadają każdą dodatkową porcję jedzenia. A zapasy znikają w zastraszającym tempie. A jak już sobie podjemy to wieczorami, naciągamy na siebie długie rękawy by odeprzeć atak krwiopijców. Nasz przyjaciel Bros często nas ratuje i komary zniechęca a nas trochę truje. A gdy nocka zapada rozpalamy ognisko. Ogniska są różne prześpiewane, zabawowe, przetańczone, przemodlone, jedno je łączy -  wszystkie komarowe.
Cisza nocna odwołana ale skauci pamiętają o potrzebach innych obozowiczów  lub wczasowiczów. Nocne warty a na nich ciekawe rozmowy. Uczestnicy ufni wobec wart śpią w namiotach i hamakach. A o szóstej rano pobudka i śniadanko, druh Paweł robi czasami pyszne kakałko. Potem już tylko spacer z saperką do lasu, szybki zwijanie obozowiska i gwizdek czyli czas w drogę. Czasem pakowanie trwa trochę dłużej, bo nagle odzywa sie głos, że Jan szuka łyżeczki inny głos odpowiada, że skaut ją zabrał i tak między Janem a skautem rozpętuje się mała apokalipsa, skaut wychodzi cało a Jan odzyskuje łyżeczkę ;)

          Wzrastamy społecznie ze sobą nawzajem i tubylcami, duchowo wykonując harc za harcem i poznając owoce Ducha Świętego, intelektualnie zwiedzając Wilczy Szaniec, fizycznie bo metr mniej i metr mniej. Kilka dni wędrówki, sto kilometrów i cudna trasa: Giżycko-Harsz-Pilwa-Gierłoż-Pilwa-Bogacko-Płw.Kula-Giżycko. Będzie co wspominać.

         Organizatorzy zadbali o wszystko, również o wodne  atrakcje. W Giżycku ruszyliśmy w rejs statkiem po jeziorach i kanałach. Trasa bardzo malownicza, Niegocin-Kanał Łuczański-Kisajno-Tajty-Kanał Niegociński- Niegocin. Trochę padało, ale cóż to dla nas.

         Jednak niedługo trzeba będzie się rozstać i tęsknić za wspólnie spędzonym czasem, nie wiadomo jak długo. Ale zanim wyjedziemy młodzież przygotuje jeszcze kolejny obóz (tylko teoretycznie na razie) zje niespodziankę i odbierze zasłużone pochwały. Dziękujemy szczepowi 14 z Ełku za zorganizowanie obozu. Kościołowi Baptystycznemu w Giżycku za gościnę i przede wszystkim skautom za godną postawę prawdziwego wędrownika. 

          Pozostało jeszcze tylko zostawić po sobie dobre wrażenie. Wmaszerowaliśmy punktualnie na nabożeństwo, dumnie prezentując nienaganne mundury. Skautki poprowadziły nas w uwielbieniu a po kazaniu nadszedł czas na pożegnanie. Łzy, uściski i nadzieja, że się znowu zobaczymy, w innym czasie i przy innym ogniu...

Dh Bernarda Grzywacz-Nowicka

niedziela, 28 lipca 2013

Obóz letni JELENIEC 20-28.07.2013 r.

Reportaż obóz 2013 – Jeleniec

„Ach jak przyjemnie kołysać się wśród fal, gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal”. Na własnej skórze się przekonaliśmy, że rzeczywiście! Kajaki są wyjątkowo odprężające i pomimo kilku ciekawych przeżyć (o których lepiej słyszeć niż czytać) spływ był bardzo udaną przygodą. W każdym razie udało nam się przetransportować drogą wodną jedną z najlepszych i najprzyjemniejszych atrakcji obozowych. 
Od soboty rozpoczął się obóz, zjechali się skauci i rozpoczęło się przestawianie namiotów, rozpakowywanie plecaków, pierwsze porządki i posiłki. Do niedzieli wszyscy już dotarli, uśmiechnięci i nieświadomi co nas czeka. Zaczęło się od prezentów (dość przewidywalnie – na naszą kreatywną Kadrę zawsze możemy liczyć), a mianowicie: Nowego Testamentu, nieśmiertelnika/naszywki i mapki obozu oraz okolic.
Tydzień przeminął pod znakiem Bożych Bojowników. Uczciwie przyznam, że wszyscy – od najmłodszych „Różowiątek-Rysiątek” po wszystkie najstarsze Ptaki (Kruczątka, Orlątka i Sokolątka) – pociliśmy się, wędrowaliśmy, budowaliśmy piękne pomosty, opakowywaliśmy Nowe Testamenty gustownym filcem, uczyliśmy się jak wspiąć się na drzewo podziwiając Dh Oboźnego (który postanowił przez cały dzień kontrolować obóz z góry), pływaliśmy, biegaliśmy, kajakowaliśmy, tańczyliśmy, odpowiadaliśmy na dziwne pytania, pletliśmy i dosłownie robiliśmy wszystko, byle doskonalić się w wierze, wiedzy i sile fizycznej. 
Na cześć Kadry, która przyszykowała kolejny genialny obóz: CZUJ CZUJ CZUWAJ! Naprawdę nie wiem, skąd oni biorą kolejne pomysły, za każdym razem mam wrażenie, że lepiej być nie może.
Dh Bazyl

PS: Już niedługa wideo-relacja (odpowiedzi na dziwne pytania BBC – rozgłośni radiowej Boży Bojownicy Camp)


Tu poniżej znajdziesz linki do zdjęć z obozu.
Oglądaj i wspominaj, podziel się wrażeniami z innymi!

cz.1

cz.2

cz.3

cz.4

I jak wam się podobają

środa, 29 maja 2013

DZIEŃ DZIECKA 2013 na Forcie IVa

Przypomniałem sobie KRÓLA MACIUSIA I
foto relacje z dnia dziecka kliknij <= tytaj

sobota, 25 maja 2013

Owińska 25 maja 2013 r.

Dnia 25 maja 2013 roku dziewczęta z drużyny Sokołów pojechały usługiwać na festynie średniowiecznym
dla Dzieci Niewidomych w Owińskach. Pomimo, że padało mogłyśmy przeprowadzić warsztaty z filcowania kulek (tworzących później iście królewską biżuterię) oraz szycia sukienek dla prawdziwych księżniczek. Uważamy czas za udany i przemile spędzony. Dziękujemy za zaproszenie i możliwość usłużenia

Dh Bazyl

piątek, 3 maja 2013

Sypniewo 3-4 maja 2013 r.


Jak to się mówi: „wbiliśmy Krukom na biwak”. Orły i Sokoły hurtowo zaatakowały biedne pisklaki... Mieli szczęście, bo coś przewidywali i przygotowali się na taką ewentualność. Skautowy 10 zmysł? Nie sądzę, to raczej pokątne dialogi między kadrą. W każdym razie mieli teren do obijania się nawzajem, sprawdzania jak celnie można strzelić z łuku i rzucić włócznią. Poza tym starali się nas również zniechęcić proponując rozłożenie średniowiecznych namiotów, ale i ta konkurencja nie rzuciła nas na kolana. Kiedy wreszcie już dostatecznie oswoiliśmy się z bronią, zaproszono nas na Wielką Bitwę, Starcie Tytanów, Gra o Tro...chę godności. Oczywiście zespoły mieszane, starć niezmierzona ilość, więc i wynik nam nieznany. Zabawa przednia. Okazało się, że Kruki są doskonale zorganizowane, ponieważ wymyślili zabawę nocną i udała się! Wręcz była świetna! Przez godzinę należało chodzić w grupach, starając się zdobyć białe „kartki”, tak by strażnicy nas nie zauważyli. Zadanie wyjątkowo trudne... Kilku zespołom się udało, inne urządzały imprezkę (bardzo praktyczny punkt orientacyjny-dezorientujący) inni uciekając przed Krukami się pogubili, jedne jest pewne – wszyscy (bez wyjątku) zostali pokłuci, wykłuci i zakłuci przez jeżyny. Poza tym gra genialna, gratuluję organizatorom i bardzo dziękuję, ponieważ się cudownie bawiłam. Jadąc dalej, odbyło się ognisko, gdzie graliśmy w różne gry „na tzw myślenie”. Trudno to tak określić, zwłaszcza mając na względzie godzinę o jakiej się odbywały i stan naszych umysłów. Dotrwaliśmy do... późnej godziny. Następnie legliśmy w namiotach, przeżyliśmy noc i wstaliśmy. Wtedy to zaproponowano nam następną zabawę, co ku mojemu zaskoczeniu przyjęliśmy ochoczo. Mianowicie, bitwę, ale w terenie. Zabraliśmy ekwipunek i pędzikiem ruszyliśmy do lasu. Na polanie i wzgórzu odbyło się kilka wojen, starć. Skauci wykorzystywali nawet taktykę W. Jagiełły. Kolejna gra, która udała się Krukom. Po powrocie nadeszła bardzo uroczysta chwila, kiedy to zastępom: Jastrzębie, Orły i Przebiegłe Borsuki otrzymały proporce.
Biwak skończyliśmy ok. 13.00. Dziękujemy za cudownie spędzone chwile i genialne gry!
Dh Bazyl

piątek, 22 lutego 2013

Dzień Myśli Braterskiej 22 luty 2013 r.

Czym właściwie jest ta ,,myśl braterska” ? Zastanawialiście się kiedyś nad znaczeniem tego sformułowania? Czy chodzi o założenie munduru, bieg patrolowy i wysłanie kartek do znajomych skautów i wspominanie Bi-Pi ? Skauting jest ruchem , w którym wszyscy jesteśmy braćmi ( siostrami w przypadku druhen ) , rodziną.  A to niesie za sobą konsekwencje. Jeśli ktoś jest dla mnie bratem to nie jest już obojętny. Nie jest anonimowym przechodniem. Jego los ma dla mnie znaczenie. I to jemu pomagam, jego szanuję, o niego modlę się,  jego wspieram itd. Zawsze. Świat skauta nie ogranicza się tylko do zbiórek i obozów. Skauting to codzienność. I braterstwo także jest codziennością. Nie można mieć rodzeństwa tylko na wybrany dzień tygodnia. Skauting to nie tylko moja drużyna, moje miasto, moja organizacja. Nie ma znaczenia czy dany druh jest ZHP, ZHR, Zwiszy, RRP czy jeszcze innej organizacji. Jest bratem. To proste. I jeszcze jedno, z rodziny nie można się wypisać. Skautem się jest. Zresztą bardzo łatwo rozpoznać kto kiedyś nosił mundur i przypinał lilijkę. Pamiętam jak szliśmy kiedyś w mundurach na jakiś bieg patrolowy. Równym tempem prawie defiladowo. Naprzeciwko nas szła starsza pani. Popatrzyła na nas lekko zdziwiona a później jakby odmłodniała o kilkadziesiąt lat. Rozpromieniła się w uśmiechu, wyprostowała jej oczy błyszczały jak u młodej dziewczyny. Druhna. Siostra.  Każdy harcerz, każdy skaut jest bratem. I ten który w mundurze pędzi na zbiórkę i ten co siedzi wraz z tobą w klasie i ten który idzie przez ulicę krokiem dorosłego człowieka i mama która wychodzi dzieckiem w wózku na spacer i straszy pan który przysiadł zmęczony na ławce i ten dobiegający kresu swych dni w szpitalnym łóżku. Dobrze jest o tym wiedzieć.  Na zakończenie przytoczę coś bardzo znanego. Ale te słowa  w prosty sposób tłumaczą to co chciałem wam dzisiaj przekazać.

Bratnie słowo sobie dajem,
Że pomagać będziem wzajem,
Druh druhowi, (druhnie) druh,
Hasło znaj: Czuj duch!

W troskach, smutkach i zmartwieniach,
W dni słoneczne i w dni cienia,
W jasny dzień i chłodną noc
Przyjaźń da ci moc.

Bacz, by słowo raz już dane
Było zawsze dotrzymane.
Druh druhowi, (druchnie) druh,
Hasło znaj: Czuj duch

Czuwaj !
Dh. Kruk

środa, 23 stycznia 2013

ZIMOWISKO 23-26 styczeń 2013 r.

Biwak rozpoczął się 23.01 od długiej ale wesołej podróży pociągiem. Po dojeździe na miejsce małe ćwiczenia na przystanku w celu ogrzania swoich zmarzniętych ciałek. Następnie zbliżanie się do siebie podczas podróży busikami. Po dojeździe na miejsce mała rozgrzewją w postaci wędrówki pod górę do schroniska „Sowa” . Po dotarciu na górę zakwaterowanie się w swoich pokojach i mały odpoczynek dla naszych stóp. Po zjedzeniu pysznego obiadku trochę gier i rozmów. Następnie kolacja. Po wyszorowaniu zębów wszyscy zeszliśmy na dół by obejrzeć film pod tytułem „Jak zostać królem”. Pokazał on nam jak ważne jest to by pokonywać własne słabości. Daną wiedzę mogłyśmy wykorzystać i praktykować dnia kolejnego kiedy jako zastęp o nazwie „Top model kwiczoły”  wyruszyłyśmy na wędrówkę by zdobyć szczyt Wielka Sowa a następnie zejść w dół do miasteczka by na koniec powrócić do schroniska gdzie oddałyśmy się małemu zabiegowi relaksacyjnemu zwanemu masaż. Wieczorem kiedy zrobiło się ciemno poszliśmy z kadrą na kilka zabaw na śniegu. Przemoczeni ale szczęśliwi wróciliśmy do schroniska by wyszorować zmęczone ciałka i popaść w głęboki sen. Kiedy nastał ranek wszyscy szybko się uwinęliśmy i już siedzieliśmy pałaszując nasze śniadanka. Po ciepłym ubraniu się, spakowaniu, dołożeniu do bagażu dodatkowych skarpetek oraz zakomunikowaniu nam o zmianie nazwy zastępu na „ Cztery pancerne”  wyruszyliśmy poprzez Małą Sowę do Sztolni. Po drodze wszędzie gdzie spojrzeliśmy widzieliśmy cudowne Boże stworzenie. Po południu znaleźliśmy się znowu w schronisku gdzie zjedliśmy obiad i podzieleni na grupy po kolei wyjechaliśmy busikami na dworzec w Wałbrzychu gdzie wszyscy wpakowaliśmy się do pociągu i odjechaliśmy w kierunku Poznania. Po drodze nie obyło się oczywiście bez śpiewania, rozmów i śmiechu. Wieczorem wszyscy szczęśliwi dojechaliśmy do Poznania skąd szybko rozjechaliśmy się do naszych domów by zalegnąć w swoich ciepłych łóżeczkach.

Zastęp Top Model vel Pięknonogie

--------------------------------------------------------------------------------------------------
25.01.2013 r. piątek
W piątek ad samego rana wszyscy w pośpiechu wbiegali na siebie nikt na nic nie miał czasu. Po śniadaniu zwarci i gotowi wręcz wybiegli z budynku, zrobiliśmy szybki apel i wymaszerowaliśmy. Szliśmy bardzo długo, przez nieutarte szlaki i Małą Sowę. Większość osób było bardzo zmęczonych ale po długim marszu dotarliśmy do kompleksu „Rzeczka” weszliśmy kupiliśmy sobie bilety i gorącą czekoladę. Potem przyszedł przewodnik i zaczął opowiadać o innych kompleksach i o całym planie Riese. Oprowadził nas i zademonstrował jak wyglądał nalot powietrzny. Po zwiedzeniu udaliśmy się do naszego schroniska niestety tym razem pod górę. Po drodze próbowaliśmy rozpalić ognisko ale na marne mało czasy i drewno było mokre. W budynku zjedliśmy obiad wysuszyliśmy się. Wieczorem zeszliśmy z pokoi w mundurach klasy A stanęliśmy w kręgu i rozpoczęliśmy zabawy gdy się już rozgrzaliśmy nastał czas oficjalnego apelu na którym było pasowanie na skauta. Na koniec wysłuchaliśmy gawędy druha Polaszka i miło zakończyliśmy dzień.

26.01.2013 r. sobota
Dzięki elastyczności Druhny Magdy pozwoliliśmy osobie na leniuchowanie w pozycji horyzontalnej do późniejszych godzin. Jednak słychać było, że nie każdy skaut potrafi spędzić cały poranek w łóżku. Okazało się, że była to grupa ochotników przegotowująca ostatnie śniadanie. Kiedy wszyscy się zbierali do śniadanie mieli obowiązkowy zachwyt wschodem słońca które było zachwycające więc nie było to trudne. Bardziej odważni czy też oczarowani przekraczali próg drzwi za którymi była ujemna temperatura. Zimne powietrze i blade jeszcze słonce było co najmniej niecodziennym widokiem. Wkrótce jednak usiedliśmy do stołów których drewniane nogi kusząco skrzypiały pod  natłokiem jedzenia a i ciepła herbata dawała o sobie znać. Niestety co piękne to kruche i nie trwa wiecznie  więc przyszedł czas na zdjęcia pamiątkowe które polecam zobaczyć bo można się dopatrzeć całkiem ciekawych rzeczy. Teraz przed skautami przyszedł czas na trudny wybór. Mogli zobaczyć Wielka Sowę w pełnym słońcu po raz ostatni oraz odkryć alternatywny szlak.
Kolejnym pomysłem było cytując „długotrwałym i słodkim far niente(nic nie robienie), aż do rozkosznego zmęczenia się lenistwem” pod przewodnictwem Druhny Bernardy. Ostatni lecz równie ciekawą propozycją okazało się budowa mostów linowych oraz spadanie co jakiś czas z nich na miękki śnieg co nie przeszkadzało budowniczym. Po tym wszystkim nadszedł czas na obiad. Każdy wybierał na co miał ochotę- do dziś nie wiem jak były zrobione naleśniki, a szkoda- po jakimś czasie rozmów o byle czym i wszystkim postanowiliśmy przestać okupować stoły i przenieśliśmy się na górę gdzie omówiliśmy plany.
Dostaliśmy także nową nazwę „Pięknonodzy” oraz zadanie dowiedzenia się skąd ta nazwa. Co by daleko nie szukać oto on.

„O jak są pełne wdzięku na górach nogi zwiastuna radosnej nowiny, który ogłasza pokój, zwiastuję szczęście, który obwieszcza zabawienie, który mówi do Syjonu: Twój Bóg zaczął królować”
Księga Izajasza 52,7

Kiedy to odkryliśmy biliśmy już na dworcu gdzie umilaliśmy czas oczekującym piosenkami. Jednak niedługo trwało kiedy kiedy nasz środek transportu wtłoczył się na peron. Wkrótce po tym udało nam się zając miejsca oraz ostatni raz pożegnać miejsce z którym będzie wiązać się wiele wspomnień. Sama podróż mijała na błogo na śpiewaniu i rozmowach mniej czy bardziej poważnych gdzie te ostanie były chyba częściej spotykane. Miłym motywem było spotkanie grupy harcerzy z którymi mieliśmy możliwość wymiany uprzejmości na pomocą szyfrów. I to  koniec tej historii, ale przygody nigdy się mają końca.

Zastęp Śnieżne Barany vel Pięknonodzy

--------------------------------------------------------------------------------------------------
Czuwaj,
Postanowiłam krócej niż Jabłuszka.  Najistotniejsze – zimowa aura dopieściła, było: mroźnie, słonecznie, pochmurnie, z opadami, szadzią wszystko w trzy dni. Dopieszczono nas też kulinarnie (obiadki), kulturalnie (zabawy), intelektualnie (gawędy). A przede wszystkim TOWARZYSKO – zespół, ekipa która zmagała się z górami zimą była genialna dokładnie tyle ile trzeba marudna ;), rozrywkowa, niezawodna, wytrwała, odpowiedzialna, dowcipna, odporna itp. Tyle – bo przegadam. W każdym razie Żubry z rok chętnie „pomarudzą” znów.

Zastęp Żubry vel Marudne Hucuły
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Czuwaj,
Na biwak zimowy wyjechaliśmy o 6.15. Gdy dotarliśmy do Sokolca musieliśmy jeszcze przejechać się autobusem na główne miejsce docelowe. Gdy weszliśmy na środek Wielkiej Sowy gdzie było nasze schronisko. Zostaliśmy podzieleni na pokoje. Następnego dnia zostaliśmy podzieleni na zastępy, w naszym zastępie był:
-Krzysiu
-Bartek
-Bartek Junior
-Adrian
Nasz zastęp nazywał się na początku Różowe Jabłuszka a zastępowym tego zastępu został Adrian. I chwilę potem wyruszyliśmy na szczyt Wielkiej Sowy. Na górze walczyliśmy ze sobą na śnieżki. Gdy wróciliśmy byliśmy wszyscy padnięci. Następnego dnia dostaliśmy nazwę jednobieżne arbuzy. I wyruszyliśmy do Walimia do podziemia Projektu Riese. Było ciekawie najlepszy naszym zdaniem był symulator ataku powietrznego. Ostatniego dnia wszyscy razem dostaliśmy równą nazwę Pięknonodzy i mieliśmy rozszyfrować i dowiedzieć się co oznacza. Do domu wróciliśmy z niedosytem wrażeń i ciekawi co by nas spotkało gdybyśmy poszli jeszcze innymi szlakami.

Zastęp Różowe Jabłuszka vel Pięknonodzy
--------------------------------------------------------------------------------------------------
23 stycznia 2013 r.
Dzień pierwszy
Pierwszy dzień biwaku zaczął się nie byt obiecująco, bo każdy z nas musiał wcześnie wstać, około piątej. Ale jesteśmy rangerami - to dla nas pikuś! O 6:45 rozpoczęła się nasza podróż. Była cudowna! Jak na skautów przystało, nie obeszło się bez gitary i śmiechu, zwłaszcza w niektórych przedziałach. Pociąg zatrzymał się w Miłostowie na mniej więcej godzinę. Choć były małe trudności, związane z dojazdem do schroniska, to myśmy się nie poddali, pomodliliśmy się i dotarliśmy, w sumie cudem, do schroniska. Kiedy przyszliśmy, czekała nas duża niespodzianka w postaci pysznego ciepłego rosołku – mniam. Weszliśmy do pokoi i się zaczęło się brykanie, jee...
Po małym odpoczynku nastał czas na DKF - oglądaliśmy film „Jak zostać królem”
Następnie, poszliśmy spać
Dh Daria

24 stycznia 2013 r.
Dzień drugi
Drugiego dnia pobudka nastąpiła o 7:00, po szybkim ubraniu się i umyciu, wszyscy skauci z wielkim entuzjazmem zabrali się do jedzenia pysznego śniadania przygotowanego przez zastęp dyżurny. Kiedy każdy zjadł śniadanie i zrobił sobie kanapki na wyprawę, poszliśmy do pokoi założyć na siebie ciepłe ubrania, wypastować buty i poczynić wszelakie przygotowania do wędrówki na szczyt Wielkiej Sowy. Po wyjściu na dwór, przekonaliśmy się, że spadło więcej śniegu, co przyjęliśmy z radością i krótką bitwą na śnieżki. Na zbiórce przed schroniskiem poznaliśmy przebieg trasy oraz nasze pierwsze nazwy zastępów biwakowych:
- Śpiące Królewny
-Śnieżne Barany
-Top Model Kwicoły
-Disco Kwicoły
-Różowe Jabłuszka
Ruszyliśmy w szyku bydlęcym, szlakiem czerwonym, wąską ścieżką od czasu do czasu rzucając w siebie nawzajem śnieżkami, bądź ciągnąc za gałęzie, sypiąc na wszystkich dokoła śniegiem. Pełni wytrwałości dotarliśmy do szczytu Wielkiej Sowy, gdzie podziwialiśmy widoki z wieży widokowej, pstrykaliśmy sweet focie, zbudowaliśmy bałwana, a na koniec nawet zrobiliśmy wielką bitwę na śnieżki - dziewczyny kontra chłopaki. Po bitwie skierowaliśmy się w dół góry do Koziego Siodła, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę na zorientowaniu się gdzie jesteśmy oraz na popicie ciepłej herbaty i zjedzeniu kanapek. Dalej skierowaliśmy się z powrotem do schroniska na krótką przerwę, uzupełnienie ciepłej herbaty oraz ewentualne zmienienie mokrych ubrań.
Po chwili wytchnienia ruszyliśmy do Sokolca, małej miejscowości pod podnóżem góry, by uzupełnić zapasy żywnościowe. Gdy wszyscy już uzupełnili zapasy w sklepiku, ruszyliśmy z powrotem do schroniska.
Na miejscu dostaliśmy dwie godziny na prysznice, rozmowy i przede wszystkim na lenienie się. Po dwóch godzinach zjedliśmy pyszny i ciepły obiadek, na pierwsze danie był barszcz, a na drugi kasza z gulaszem.
Kiedy wszyscy znaleźli się najedzeni w pokojach dostaliśmy informacje o wyjściu na śnieżne zabawy, z entuzjastycznym podejściem żwawo poszliśmy na wskazane nam miejsce. Podzieleni na dziewczyny i chłopaków graliśmy w grę, która polegała na przejściu na drugą stronę pasa narysowanego na śniegu, kiedy jedna drużyna zatrzymuje drugą. Cali biali i mokrzy od śniegu zagraliśmy jeszcze w parę innych wycieńczających gier związanych ze śniegiem alfabetem morsa . Wreszcie pełni poczucia spełnionego obowiązku wróciliśmy do schroniska, gdzie po przebraniu się w suche ubrania znowu wezwano nas na dół.
Dowiedzieliśmy się że przed upragnioną przez nas kolacją zagramy w parę ruchowych zabaw w sali. Każdy zastęp na początku musiał zaprezentować musztrę pasującą do ich nazwy, Śpiące Królewny wszystkie pozasypiały w trakcie musztry, Różowe Jabłuszka zaśpiewały piosenkę, po której musieli obudzić Królewny, Śnieżne Barany wykazały się inwencją twórczą i przedstawiły... czarnego barana nie mogącego się dostać do białych baranów, Top Model Kwicoły zaprezentowały musztrę opartą na ilości tipsów i podejścia godnego blondynki, a Disco Kwicoły pokazały taneczną wersje musztry disco.
Po obejrzeniu prezentacji Dh Bernarda z Dh Magdą zapoznały nas ze śmiesznym grami takimi jak nowa wersja "sałatki owocowej" i wielu innych zabawnych gier.
Następny zastęp dyżurny przygotował kolację, wszyscy posilili się, wypili herbatkę i poszli do pryszniców oraz pokoi. W pokojach wesoło rozmawialiśmy i żartowaliśmy aż do ciszy nocnej która nastąpiła po 23:00.
Dh Abi

25 stycznia 2013 r.
Dzień trzeci
Zaczęło się niewinnie, jak każdego dnia po wstaniu i ogarnięciu się, zjedliśmy śniadanie. Następnie szybki apel, na którym każdy zastęp dostał nową nazwę: Dzielne wędrowniczki, Śnieżne jaki, Cztery pancerne, Samobieżne arbuzy i Ale baby i 20 rozbójników. Po skończonym apelu bez większych problemów weszliśmy na Wielką Sowę, gdzie ci którzy chcieli mogli wejść na część wieży widokowej. Z Wielkiej Sowy zeszliśmy na trochę niższą, ale tak samo piękną, Małą sowę. Po małym odpoczynku zeszliśmy do Rzeczki, gdzie zwiedziliśmy bardzo ciekawy fragment kompleksu Riese. Następnie powróciliśmy do schroniska, gdzie zjedliśmy pyszny obiad (zupa pomidorowa i naleśniki). Do wieczora mieliśmy czas na odpoczynek. Potem druhowie zebrali nas na dole i długi czas graliśmy w wiele świetnych gier (brawa dla druhny Bernardy!!!!). Gdy wszyscy już byli zmęczeni, zajęliśmy się spokojniejszymi, ale dla większości ważniejszymi sprawami, takimi jak przysięga skautowa jednego z druhów i gawęd dh. Andrzeja o Kalebie i Ziemi Obiecanej. Tak o to miłym akcentem zakończył się 3 dzień naszego biwaku.
Dh Kasia

26 stycznia 2013r.
Dzień czwarty
Od pobudki byliśmy ogarnięci atmosferą pakowania. Nad naszymi głowami latały plecaki, mundury, bielizna termoaktywna, glany i śpiwory. Co prawda w planach najpierw było śniadanie, ale to już inna sprawa. Gdy wyżarliśmy wszelkie resztki, zapakowaliśmy wszelkie zawiniątka, ubraliśmy się ciepło, instruktorzy ogłosili trzy opcje dalszego spędzania czasu. Opcja A: wypad na Górę – Wielka Sowa, ponieważ akurat była świetna pogoda i można było zrobić piękne zdjęcia. Opcja B: razem z Druhem Rafałem Nowickim zamontować linę i pobawić się w leniwca. Opcja C: odpocząć w pokoju, w spokoju. Skauci podzielili się na grupy i rozeszli się do swych zadań. Trzeba przyznać, że grupa A ujrzała cudowne widoki ze szczytu wieży (na którą wejście udostępnił im znajomy krasnoludek, odśnieżający jej szczyt), mogła zrobić zdjęcia o niesamowitych kolorach (znajdują się na stronie) i pożegnać się z naszą górą. Grupa B, choć trochę się obtarła, przećwiczyła determinację i zwinność, za co ich bardzo doceniamy. Zaś Grupa C wygrzała się, wypoczęła, a następnie podnosiła morale zmarzniętych i zmęczonych współ-kompanów, którzy wybrali opcję na powietrzu. Ogłoszono nam tajemniczą nazwę zastępów (tak, tym razem wszystkich): Pięknonodzy. Zadano nam odnalezienie fragmentu z Biblii, gdzie zostało użyte owo sformułowanie.
Nadszedł czas posiłku, jako że nie mieliśmy wykupionego obiadu na ten dzień, każdy w własnym zakresie kupił zapiekankę, pizzę lub inne coś. Ależ nasza Pani ze schroniska musiała się namęczyć przy odgrzewaniu takiej ilości jedzenia!
Po posiłku znieśliśmy wszelkie torby na dół i zaczęło się schodzenie do miasta. Po drodze jedna z grup zaszła do schroniska położonego niżej niż nasze na krążki cebulowe. Ah, były przepyszne! Następnie wsiedliśmy w mini busy i ruszyliśmy ku dworcowi. Tam weszliśmy do pociągu, a że nie był to początek jego trasy (tak jak w poprzednią stronę) musieliśmy trochę bardziej się rozproszyć. Na szczęście w połowie podróży udało nam się zająć jeden wagon. I tak o godz. 22.30 zajechaliśmy do Poznania. Nadeszła fala rodziców, więc ostatnie „czuwaj!” i rozeszliśmy się do domu.
Biwak był bardzo udany, bardzo dziękujemy instruktorom oraz Dh Komendantce biwaku Dh Magdzie za tak cudowne przeżycia i świetne zaplanowanie.
Dh Bazyl


Zastęp Disco Kicoły vel Pięknonogie

sobota, 12 stycznia 2013

Rajd zimowy


Dzisiejszy rajd miał na celu sprawdzenie czy jesteśmy gotowi na biwak zimowy. Wszelkie buty, kurtki oraz i kondycje przeszły test. Wycieczka zaczynała się na dębieckim dworcu, skąd jechaliśmy pociągiem do Szreniawy. Stamtąd przeszliśmy do Komornik, na osiedle Parkowe. Zacumowaliśmy w domu Druhów Blochów, gdzie napoiliśmy się ciepłymi napojami, najedliśmy ciepłą pizzą i chruścikami oraz obejrzeliśmy film „Odlot”. Teraz już wiemy co jest nie tak i co musimy jeszcze poprawić przed 23.01!

Za organizację, bardzo dziękujemy!

Dh Bazyl